O tym, jak trudno pogodzić gusta i oczekiwania zróżnicowanej wiekowo publiczności wie doskonale każdy, kto próbował choć raz ułożyć program koncertu, podczas którego na widowni zasiądą kilkuletnie dzieci, młodzież oraz osoby dorosłe, w tym wytrawni melomani. Udało się jednak zestawić taki program, który był interesujący dla wszystkich. Co ciekawe koncert „Zielony karnawał” zostanie wykonany kilka razy. W środę 27. maja miał premierę w Piątnicy, następnego dnia zabrzmiał w Łomży, a już 3. czerwca zostanie powtórzony aż trzy razy podczas koncertów z okazji Dnia Dziecka dla szkół i przedszkoli.
– W dniu wczorajszym też było wielkie wydarzenie, ponieważ po raz pierwszy odbył się prawdziwy koncert symfoniczny w Piątnicy – mówi Szymon Kawalla. – Dyrektor gimnazjum zaryzykował i zaprosił publiczność do tej przepięknej sali widowiskowo-sportowej – jak na Piątnicę ponad 100 osób to było bardzo dużo – i ten koncert odniósł duży sukces również tam. Ludzie, którzy niejednokrotnie po raz pierwszy widzieli taką orkiestrę byli zachwyceni, zgotowali nam owację na stojąco. To bardzo cenne, że mogliśmy zaprezentować ten koncert również tam. Nie ja dyrygowałem, lecz mój student Dominik Ciuraszkiewicz, absolwent Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, dla którego był to dyplomowy koncert, ale ja prowadziłem prelekcję.
Owacją na stojąco i bisem zakończył się również koncert w Łomży. Tym razem orkiestrę poprowadził już Szymon Kawalla, a jako pierwszy zabrzmiał „Karnawał zwierząt” Camille Saint-Saënsa. W kilku z 14 części tej fantazji zoologicznej jako soliści zaprezentowali się pianiści Paweł Seweryn Rozbicki i Hubert Mitura, ale nie zabrakło też popisów łomżyńskich muzyków: klarnecisty Henryka Marszałka (Kury i koguty, Kukułka z głębi lasu), kontrabasisty Bogdana Szczepańskiego (Słoń), flecisty Jacka Krupy i grającego na harmonice Mateusza Goca (Akwarium),
ksylofonisty Stanisława Siedlaczka (Skamieliny) oraz wiolonczelistki Edyty Moskwy.
Jeszcze efektowniejszy był Finał z udziałem wszystkich muzyków oraz tanecznym korowodem, złożonym z dzieci i ich dorosłych opiekunów, odtwarzającym tę muzyczną wędrówkę po paryskim ogrodzie zoologicznym.
Po antrakcie nastąpiła całkowita zmiana klimatu, bowiem artyści wykonali „Symfonię dziecięcą” Józefa Haydna – utwór, co do którego autorstwa wciąż są pewne wątpliwości.
– Stylistyka tej symfonii nie odpowiada bardzo skromnej i dość naiwnej twórczości ojca Wolfganga Amadeusza Mozarta – mówi Szymon Kawalla. – Nic też raczej nie wskazuje na to, by jej autorem był Michał Haydn, stryj Józefa Haydna. Pewne jest za to, że Józef Haydn, który był znakomitym kapelmistrzem: najpierw na zamku księcia Antala Esterházy, potem jego syna w pałacu, aby mieć muzyków do tej orkiestry uczył grać wiejskie dzieci. I z tej szkoły zachowały się rozpisane jego ręką głosy tej symfonii. Wykonywał ją z dziećmi, tak więc nie ma tam altówek, dzieci nie grały też na kontrabasie, chociaż akurat my go wykorzystaliśmy.
A skoro Haydn mógł muzykować z dziećmi, to mogli też zagrać z nimi łomżyńscy filharmonicy, do których na powtórzone Finale dołączyli młodzi melomani z różnymi dziecięcymi zabawkami i instrumentami perkusyjnymi. Po czym nastąpiło przeniesienie się w czasie o pół wieku później, do czasów triumfów wiedeńskich Straussów, dominacji Johanna ojca, jego znacznie sławniejszego syna o tym samym imieniu oraz jego dwóch młodszych braci, Józefa i Edwarda.
– Johann Strauss syn to największa postać muzycznego Wiednia – podkreśla Szymon Kawalla. – Niewątpliwie przerósł on ojca, który zabraniał mu uprawiania muzyki, to matka Anna potajemnie uczyła go gry na skrzypcach i fortepianie. Ojciec nie zgodził się też by grał w prowadzonej przez niego kapeli cesarskiej, więc przedsiębiorczy syn założył własną orkiestrę. Odnosił z nią wielkie sukcesy, jest też twórcą znakomitych, popularnych do dziś operetek, jak: „Zemsta nietoperza” czy „Baron Cygański”. Jego młodszy o dwa lata brat Józef również się wykształcił i grał w jego kapeli, a 10 lat młodszy Edward też grał z Johannem, potem jednak opuścił swego brata, bo zaproponowano mu stanowisko kapelmistrza orkiestry cesarskiej. Gdyby nie ich matka, która ukształtowała ich artystycznie, to nie mielibyśmy tych trzech wspaniałych muzyków, których utwory zachwycają nas do dnia dzisiejszego!
Łomżyńska orkiestra w porywającym stylu zagrała siedem marszów i polek Straussów, w tym subtelną „Pizzicato Polka”, wykorzystującą kowadło i młotki „Polkę ogniową”, „Auf der Jagd Polka” z wystrzałami czy „Galop kolejowy” z konduktorskim gwizdkiem w roli głównej, a wszystko to dzięki inwencji, dyrygującego i jednocześnie grającego na tych nietypowych instrumentach, Szymona Kawalli. Nic dziwnego, że zachwycona publiczność wymogła na muzykach bis, Tritsch-Tratsch-Polkę.
– Łomża ma już wyrobioną publiczność – ocenia Szymon Kawalla. – Przychodzą tutaj na koncerty słuchacze, którzy przypominają mi, że dyrygowałem tutaj 30 lat temu, o czym ja już nie pamiętam, a oni pamiętają. Albo wspominają, jak przyjeżdżała tu moja córka kiedy miała 12 lat i grała koncert Vivaldiego i concertino Grażyny Bacewicz. Jest to bardzo miłe, że istnieje tu taka publiczność, zresztą obserwuję ten zespół już od tych wspomnianych 30 lat, kiedy dyrektorem był jeszcze pan Chachaj i różne losy tego zespołu, różne sale w których się grywało – teraz te warunki są wspaniałe, piękna sala koncertowa z bardzo dobrą akustyką, świetne zaplecze. Naturalnie i muzycy starsi, i ta młodzież, która ma tu szansę grania, są znakomici – chwała dla władz Łomży, że zauważyły to i Filharmonia Kameralna ma coraz lepsze warunki do pracy!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka-Chamryk, Wiesław Wiśniewski
Koncert zrealizowano w ramach programu "filharmonia/ostrożnie, wciąga!!!"