A+ A A-

Noworoczne niespodzianki w Roku Lutosławskiego

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego rozpoczęła obchody Roku swego patrona już na pierwszym tegorocznym koncercie. Jeszcze przed oficjalną ogólnopolską inauguracją Roku Lutosławskiego 25 stycznia oraz łomżyńską, która odbędzie się 7 lutego, w Łomży zabrzmiały utwory jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów.

Jeszcze większą sensacją było wykonanie Koncertu skrzypcowego B-dur 18. wiecznego kompozytora, Friedricha Ludwiga Bendy. Utwór ten przez ponad 200 lat spoczywał w archiwach i został ponownie odkryty przez dyrygenta i solistkę czwartkowego koncertu: Szymona Kawallę i jego córkę, skrzypaczkę Joannę, która podjęła się również opracowania rękopisu autorstwa Bendy.
– Ten koncert, mający być niespodzianką dla publiczności w roku 2013, rzeczywiście tak z córką skomponowaliśmy, żeby był niespodzianką – podkreśla Szymon Kawalla. – Okres świąt Bożego Narodzenia i okres noworoczny zawsze daje dużo miłości i radości, tego optymistycznego, młodzieńczego patrzenia na przyszłość. I tego właśnie życzyliśmy naszym programem łomżyńskiej publiczności!

Już pierwszy wykonany przez orkiestrę utwór, 5 melodii ludowych na orkiestrę smyczkową Witolda Lutosławskiego, będący połączeniem muzyki współczesnej i ludowej, zrobił ogromne wrażenie na publiczności. Do dzieła Lutosławskiego idealnie pasował klimatem wykonany jako drugi Lament i toccata mazowiecka na skrzypce solo i orkiestrę Szymona Kawalli. Jak się okazało nie był to przypadek, ponieważ dedykowane Lutosławskiemu dzieło ma takie same, czerpiące z mazowieckiego folkloru źródła.
– Rozpoczęliśmy przepięknym, drobnym utworem, napisanym przez Lutosławskiego zaraz po wojnie, bo w 1947 r. – 5 melodii ludowych na orkiestrę smyczkową – mówi Szymon Kawalla. – W 15. rocznicę śmierci Lutosławskiego napisałem utwór Lament i toccata mazowiecka na skrzypce solo i orkiestrę. Lutosławski był bardzo związany z Mazowszem i z miejscowością, w której mieszkam, bo on do Starych Babic uciekł podczas Powstania warszawskiego. Dlatego też sięgnąłem, tak jak on kiedyś, do wspaniałego dzieła, które stworzył prawie rówieśnik Chopina, Oskar Kolberg – „Pieśni ludu polskiego”. I właśnie z tej miejscowości, ze Starych Babic, a właściwie z Bliznego, gdzie mieszkam, zaczerpnąłem te melodie ludowe do napisania poświęconego Lutosławskiemu Lamentu i toccaty.
W utworze tym po raz pierwszy pojawiła się na scenie łomżyńskiej filharmonii solistka, Joanna Kawalla. Wybitna  skrzypaczka popis swych wielkich umiejętności zademonstrowała też w dwóch kolejnych utworach. Pierwszym było kolejne dzieło Lutosławskiego,  Recitativo i arioso na skrzypce solo i orkiestrę, w opracowaniu dyrygenta, dokonanym za zgodą kompozytora 41 lat temu.
– Utwór ten został napisany dość dawno, bo w 1949 r. i  dał znakomite przejście do następnych, bo jest to utwór współczesny, ale napisany w konwencji barokowej – wyjaśnia Szymon Kawalla. –Recitativo i arioso występuje zarówno w operze barokowej jak i oratorium, tu jednak nie ze słowami, ale skrzypcami.
– Żałuję, że Lutosławski tam mało napisał na skrzypce – stwierdza skrzypaczka. – Ale cieszę się, że miałam okazję zagrać Recitativo i arioso, drobny utwór, ale przepiękny. A Lament i toccata mazowiecka to utwór z jednej strony utwór kantylenowy, nawiązujący do muzyki folklorystycznej, ale z drugiej też bardzo energetyczny, mający ładunek emocjonalny.
Ostatnim utworem przed przerwą był zapowiadający się sensacyjnie, nie wykonywany od końca XVIII wieku Koncert skrzypcowy B-dur Friedricha Ludwiga Bendy.
 Już okoliczności tego, jak Szymon Kawalla dowiedział się w Olsztynie, że niegdyś w klasztorze w Świętej Lipce przechowywano zbiory starych muzycznych rękopisów i obecnie znajdują się one w warszawskim Collegium Bobolanum, są bardzo ciekawe. Dyrygent dotarł do owych archiwaliów o i okazało się, że zawierają, między innymi, dwa koncerty skrzypcowe podpisane nazwiskiem Benda.
– Sądzimy, że jest to koncert Friedricha Ludwiga Bendy – wyjaśnia Szymon Kawalla. – To była wielka familia. Jeszcze dziadek tego twórcy był muzykiem amatorem. Trójka jego synów była już wybitnymi muzykami, którzy udali się do Niemiec i tam tworzyli. Ojciec F.L. Bendy, Jiri Antoni, był znakomitym kompozytorem operowym, głównym twórcą w tym okresie oper w Hamburgu. Tam też pierwsze kroki stawiał Friedrich Ludwig. Różne były jego losy i pod koniec swego krótkiego życia, bo żył 40 lat, przeniósł się do Królewca. A leży on niedaleko od Świętej Lipki, w której w tamtym okresie była jedna z najlepszych europejskich szkół, między innymi również muzycznych. I tylko u niego jest wzmianka, że napisał dwa koncerty skrzypcowe, numerowane 1 i 2. Stąd doszliśmy, że powinien być to ten właśnie Benda, zresztą stylistycznie wszystko wskazuje na to, że jest ten kompozytor.
Jeden z tych utworów, Koncert skrzypcowy B-dur,  został w krótkim czasie opracowany przez Joannę Kawallę. Zważywszy na to, że jej ojciec otrzymał płytkę ze zdjęciami rękopisu 4 XII, a koncert odbył się już 10 stycznia, wykonała ona ogromną pracę.
– Udało nam się zdobyć zdjęcia zapisu tego koncertu – mówi Joanna Kawalla. – Trzeba bowiem pamiętać, że takie barokowe rękopisy są bardzo delikatne, przy powielaniu zwykła kopiarka jest dla nich zabójcza. Zdjęcia nie są zbyt wyraźne, do tego są to materiały pisane po barokowemu – nie pod linijkę, pisane jedynie w głosach, nie w partyturze. Daje to samo z siebie dużą możliwość popełnienia błędów, np., że w jednym z instrumentów pojawia się tak więcej. Trzeba więc było patrzeć na ten utwór blokami harmonicznymi, wychwytywać i poprawiać błędy. Tym bardziej, że jak to się często zdarza w takich starych zapisach, kompozytor nie fatygował się z powtarzaniem znaków przy nutach, nawet jak była kreska taktowa, szło to jakimiś blokami harmonicznymi, modulacjami. Dlatego póki nie złożyłam całego tekstu nie byłam w stanie stwierdzić, co jest ewidentnym zamysłem kompozytora, a co jest jedynie innym sposobem zapisu. Bo muzycy grali wtedy częściej ze słuchu, bardziej intuicyjnie. Dla nich było to wystarczające, dawali sobie świetnie radę, a my w tym momencie mamy niebywałe zagadki do rozwiązania. Jeżeli chodzi o skrzypce, to standardowo z orkiestrą kameralną wykonujemy „Cztery pory roku” Vivaldiego, dwa koncerty Bacha i to jest taki kanon. Mam te utwory w repertuarze, ale zastanawiałam się, co tutaj zagrać, bo pewnie niedawno były w Łomży grane. Więc możliwość przygotowania czegoś nowego, czego nie znamy, co leżało przez wieki zapomniane, jest dla mnie osobiście sprawą niesamowicie energetyzującą. To jest coś nowego świeżego dla mnie, jako solistki, muzyków ale także dla publiczności!
Utwór Bendy w wykonaniu Joanny Kawalli i łomżyńskich filharmoników stał się dla wielu słuchaczy gwoździem programu i ogromnym odkryciem. Warto tu dodać, że ostatecznego kształtu nabrał na środowej i czwartkowej próbie i do ostatniej chwili poprawiano drobne pomyłki w partyturze.
– Troszeczkę podchodzę do tego koncertu jak do swojego dziecka, bo odszyfrowywałam ten tekst, składałam go, zastanawiałam się, co autor mógł mieć na myśli – podkreśla Joanna Kawalla. – To rzecz zupełnie świeża, zupełnie nowa, taka moja i mam do niej bardzo emocjonalny stosunek. Zawsze tak jest, zresztą wyznaję zasadę, że wszystkie utwory, które wykonuje, są dla mnie ważne. Trzeba kochać coś, co się wykonuje na scenie, bo inaczej jesteśmy nieprzekonujący, nie oddajemy pełni emocji.
– Utwór Bendy dał piękną podstawę pod drugą część koncertu, zaczynającą się od muzyki barokowej, a kończącej się znowu współcześnie – dodaje Szymon Kawalla.
Jako pierwszy zabrzmiał  Concerto grosso di Natale, utwór jednego z najwybitniejszych włoskich kompozytorów epoki baroku.
– Druga część koncertu też była pewną niespodzianką – opowiada Szymon Kawalla.
–Arcangelo Corelli to twórca wczesnego włoskiego baroku, który jest bardzo często grywany na świecie, ale w Polsce jest niedoceniany. Napisał wiele znakomitych oper, koncertów, oratoriów. Ale słynął przede wszystkim ze znakomitych 12. Concerto grosso. On zresztą wykształcił ten znakomity gatunek muzyczny. Corelli do typowego Concerto grosso dopisał pastorałkę i nazwał całość, poświęconą nocy Bożego Narodzenia,  „Fatto di la notte di natale”. Próby tutaj rozpocząłem 8 stycznia – właśnie tym utworem. I ciekawostka, tego dnia była właśnie 300. rocznica śmierci tego wielkiego kompozytora. Uczciliśmy więc na koncercie również tę rocznicę.
Do imponującej  barokowym przepychem  faktury oraz wirtuozowskimi partiami Concerto grosso di Natale doskonale pasowała zagrana jako następna trzyczęściowa Sinfonia de Nativitate. Był to dla odmiany utwór polskiego, ale nie znanego z nazwiska  kompozytora, oparty przede wszystkim na ludowych melodiach i tradycjach kolędniczych.
– Sinfonia de Nativitate polskiego anonima pozostaje jeszcze w konwencji barokowej – podkreśla dyrygent. – Napisał on tę symfonię w 1759 r. Dlaczego jest anonimowa? Bo pisał ją na pewno wieśniak, który nie miał swojego nazwiska. Znam rękopis tego dzieła, bo nagrywając ten utwór sięgnąłem do niego. To utwór znakomicie napisany – musiał to być wyjątkowo utalentowany człowiek. Pierwsza część jest oparta na naszych kolędach narodowych, potem przepiękna, wzruszająca kołysanka i ta kolęda, melodia, którą prezentuje kompozytor do uśpienia Jezuska stała się później melodią ludową „Ty idziesz górą, ja doliną”. Wreszcie niezwykle brawurowy finał – widać, że musiała to być wspaniała orkiestra!
Finałem całego koncertu była zaś na wskroś współczesna, radosna Giovanile na orkiestrę autorstwa Szymona Kawalli. I mimo dość długich oklasków publiczność nie doczekała się bisu, jednak dyrygent długo gratulował muzykom orkiestry i dziękował  im za wspaniały koncert!
– Na zakończenie zagraliśmy mój utwór, napisany w konwencji moto perpetuo, dążenia do radości, nazywa się zresztą Giovanile czyli młodość, która ma zapanować – mówi Szymon Kawalla. – Witold Lutosławski był za życia jednym z czołowych kompozytorów europejskich. Niestety, jak umarł, został trochę przyćmiony przez innych twórców. Szczególnie pierwszy okres jego twórczości, to bardzo naturalne nawiązanie do rodzimego folkloru, do ziemi mazowieckiej, stało się dla niego naturalną inspiracją. Bardzo ubolewam, że obecnie Polska i nawet Europa zaczyna się wstydzić swoich korzeni, tej wspaniałej, naturalnej, folklorystycznej muzyki. Przebywając często z córką na Dalekim Wschodzie zauważamy, że tam niezwykle ważne jest nawiązywanie do kultury narodowej, tego, co stworzyła ich ziemia. My powinniśmy kultywować to samo. Doskonałą okazją będzie Rok Lutosławskiego – można do tego nawiązać, poznać ponownie jego muzykę. Warto więc wykorzystywać każdą okazję, by promować taką muzykę.
– Taki koncert jest rewelacyjną okazją do popularyzacji muzyki! – dodaje Joanna Kawalla.  Można ludzi oswoić i przekonać do tego, że to nic strasznego i może dać wiele doznań i radości słuchania. Mieszkając wiele lat poza granicami Polski, pracując na różnych uniwersytetach zagranicznych, zawsze starałam się popularyzować muzykę polską. Bo któż inny pokaże naszą muzykę, jak nie my? A jest ona traktowana przez nas, Polaków, trochę po macoszemu. Zajmujemy się wielkimi nazwiskami ze świata, które są i tak niesamowicie znane, zapominając o naszej, pięknej muzyce. I rok Lutosławskiego jest doskonałą okazją do promowania rodzimej twórczości, chociaż uważam, że zawsze powinniśmy też dążyć do tego, żeby w programach koncertów przemycać też utwory nie tylko dla snobistycznie nastawionych słuchaczy i melomanów, ale również normalnych, zwykłych ludzi, którzy słuchają najpiękniej, najbardziej naturalnie. Bo oni zawsze powiedzą po koncercie co im się podobało, co nie, czy coś do nich przemówiło. Cenię najbardziej takiego słuchacza, bo jest szczery i on też ma prawo do tego, żeby miał w czym wybierać, żeby mógł określić swoje gusta.

Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Elżbieta Piasecka – Chamryk

Wsparcie ze środków
Funduszu Przeciwdziałania COVID-19

Instytucja kultury Miasta Łomża
współprowadzona przez
Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

 

 

Deklaracja dostępności

Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego

Login

Rejestracja

User Registration
or Anuluj