Dla Anny Wolfinger czwartkowy koncert był potrójnym debiutem: po raz pierwszy występowała w Łomży, po raz pierwszy z Jackiem Wójcickim i po raz pierwszy śpiewała część wykonywanego przez siebie repertuaru. Solistka Opery i Filharmonii Podlaskiej oraz Opery Krakowskiej sprostała jednak wyzwaniu, tym bardziej, że na scenie poza łomżyńskimi filharmonikami towarzyszył jej ulubieniec publiczności, dawno, bo od blisko 10 lat w grodzie nad Narwią nie widziany człowiek-orkiestra: śpiewak, aktor i artysta kabaretowy w jednym. Nic dziwnego, że bilety rozeszły się błyskawicznie, a ich nabywcy w żadnym razie nie żałowali tego, że spędzili wieczór w Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich, ponownie użyczającemu gościny Filharmonii.
Na program, entuzjastycznie przyjętego przez publiczność koncertu, złożyły się same szlagiery:
w pierwszej części bardziej nostalgiczne, w drugiej zaś już bardziej karnawałowe.
– Dyrektor Zarzycki mnie zaprosił i miał pewne sugestie, ale repertuar troszeczkę ja narzucam – wyjaśnia Jacek Wójcicki. – Opieram się więc na tym co już mam w programie, ale zawsze jest miło przygotować coś miłego, tym bardziej, że dzisiaj mam drugą gwiazdę wieczoru i przeuroczą partnerkę do wspólnego śpiewania.
Soliści zaśpiewali razem trzy utwory: ponadczasowy przebój Skaldów „Cała jesteś w skowronkach”, żartobliwą „Piosnkę litewską” Chopina i słynne „Usta milczą dusza śpiewa” z operetki „Wesoła wdówka” Lehára. Oddzielnie też byli nagradzani burzą oklasków, ale inaczej być nie mogło, skoro Anna Wolfinger wykonała: kołysankę „Summertime” Gershwina, arię „O mio babbino caro” z opery „Gianni Schichi” Pucciniego, żywiołowe „Przetańczyć całą noc” z musicalu „My Fair Lady” oraz „Taki pan jak pan”z operetki „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa syna, zaś Jacek Wójcicki nie pozostawał w tyle, śpiewając choćby: „Tombe la neige” Salvatore Adamo, „Niepewność” i „Nie dokazuj” Marka Grechuty, „Na moście w Avignon” Ewy Demarczyk czy włoski szlagier „Caruso”, znany nie tylko z autorskiej wersji Lucio Dallego, ale też z wykonania wielkiego Luciano Pavarottiego.
– Oczywiście nie zabieram się za jakieś karkołomne i wielkie arie operowe, bo nie podołałbym temu – zaznacza skromnie Jacek Wójcicki. – Jakieś pieśni, operetkowe ustępy owszem.
Piosenki kompozytorów Piwnicy pod Baranami czy światowe przeboje bardziej, ale nie ograne. Nikt teraz np. nie zna Salvatore Adamo, tylko starsi ludzie czasem kojarzą refren, a to przecież przepiękna piosenka!
Innych takich perełek też nie brakowało, bo artysta zaśpiewał jeszcze: dynamiczny szlagier „Już taki jestem zimny drań” oraz nostalgiczny evergreen „W małym kinie”, sięgnął też po całą wiązankę piosenek z okresu XX-lecia międzywojennego w efektownych opracowaniach.
– Lubię śpiewać z orkiestrami, bo brzmi to zupełnie inaczej, jak mówimy po krakowsku, na bogato! – mówi Jacek Wójcicki. – Też lubię pójść na koncert, kiedy to wszystko pięknie zabrzmi, potężniej niż z samym fortepianem – oczywiście taki recital też jest ciekawy i ładny, ale od czasu do czasu chce się tak na bogato i cieszę się, że dzisiaj była ku temu okazja!
Sama orkiestra też miała pole do popisu w tańcach: słowiańskim op. 46 nr 8 Antonina Dworaka i węgierskim nr 6 Johannesa Brahmsa, zachwyciła też publiczność słynnym „Libertango” Astora Piazzolli. Nie zabrakło też innych atrakcji, jak: żydowski szmonces w wykonaniu Jacka Wójcickiego czy pączków ufundowanych przez Piekarnię i Cukiernię Śledziewscy, zaś na finał zabrzmiały: wspomniane już, „Usta milczą dusza śpiewa” i bis, pochodząca z filmu „Sportowiec mimo woli” piosenka „Na cześć młodości”. Zachwyceni przyjęciem soliści zadeklarowali chęć powrotu do Łomży, zresztą Jacek Wójcicki znany jest z tego, że wraca tu chętnie i z dużą przyjemnością, ciesząc się świeżym powietrzem i zwiedzając w wolnych chwilach Łomżę i jej okolice.
– Zawsze kiedy przyjeżdżam do jakieś miejscowości staram się coś zwiedzić, zobaczyć – mówi Jacek Wójcicki. – Okolice Łomży mam już więc rozpoznane, a wczoraj zwiedziłem tę wielką fabrykę mleczarską w Piątnicy Było to dla mnie coś ciekawego, bo robi ona duże wrażenie, nawet na ludziach nie znających się na takiej technice – można poczuć się tam jak w teatrze na spektaklu!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Wiesław Wiśniewski