Nie po raz pierwszy okazało się, że wielkie gwiazdy przyciągają publiczność niczym magnes: trzy lata temu koncert Grażyny Brodzińskiej z łomżyńskimi filharmonikami też był wyprzedany, ale tym razem bilety rozeszły się jeszcze szybciej i już miesiąc przed 14. dniem lutego można już było o nich tylko pomarzyć, bądź liczyć na cud. – Bardzo dziękuję, że darzycie mnie państwo tak ogromną sympatią, bo dla każdego artysty znaczy ona wiele! – mówi Grażyna Brodzińska, ciesząc się z kolejnego wspólnego występu z łomżyńską orkiestrą i Janem Miłoszem Zarzyckim.
Tym razem pierwszej divie polskiej operetki towarzyszył tenor Krzysztof Zimny, absolwent Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy, laureat drugiej nagrody w VI Konkursie Wokalnym im. I. J. Paderewskiego. Łomżyński koncert utalentowanego i rokującego wielkie nadzieje na przyszłość śpiewaka był jednym z efektów tego sukcesu, ponieważ Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego od lat i nader konsekwentnie promuje młode talenty, zapraszając je do udziału w swych koncertach. Dzięki temu Krzysztof Zimny miał okazję zaśpiewać dla blisko 400-osobowej, bardzo ciepło przyjmującej go publiczności, został obdarowany eliksirem miłości, pochodzącym od sponsora strategicznego koncertu OSM Piątnica, a do tego odnotował udany debiut u boku samej Grażyny Brodzińskiej.
– Była to niesamowita przyjemność i wielki zaszczyt, móc wystąpić obok takiej sławy i tak znamienitej śpiewaczki jak Grażyna Brodzińska, a do tego w tak wspaniałym miejscu, wspaniałej atmosferze i ze świetną orkiestrą Filharmonii Kameralnej – dodaje Krzysztof Zimny. – Czułem też pozytywny feedback od publiczności, co jest niezwykle ważne, bo dzięki temu jest nam przyjemniej na estradzie, wiemy, że ten kawałeczek sztuki, który chcemy przekazać ludziom, jest w jakiś pozytywny sposób odbierany – nie ma lepszej zapłaty za koncert niż taka reakcja publiczności jak dziś, kiedy mieliśmy aż trzy bisy!
Zanim jednak do nich doszło, to na scenie Centrum Kultury przy Szkołach Katolickich też działo się wiele, a umiejętnie dobrany repertuar radował zarówno wytrawnych melomanów, jak i słuchaczy odwiedzających filharmonię raczej sporadycznie.
– Na moich koncertach bardzo zwracam uwagę na to, żeby ich repertuar był bardzo urozmaicony, na zasadzie: dla każdego coś miłego – podkreśla Grażyna Brodzińska. – Nie może być to tylko jeden gatunek, dlatego przechodzimy przez kilka: od opery i operetki do muzyki rozrywkowej, żeby publiczność też mogła się z nami bawić.
Słuchacze faktycznie bawili się doskonale: kilkakrotnie mieli okazję pośpiewać z solistami, a Jan Miłosz Zarzycki sprawdził ich umiejętności w zakresie rytmicznego wzdychania w dedykowanym wszystkim nieszczęśliwie zakochanym „Seufzer-Galopp” Johanna Straussa ojca. Podziwiali też kunszt filharmoników w innych kompozycjach instrumentalnych Dvořáka, Mascagniego, Andersona (mistrzowsko zinterpretowane „Blue Tango”) i Piazzolli (popisowe „Libertango”), potwierdzających, że niedawna, szósta już, nominacja do nagrody Fryderyka w żadnym razie nie jest dziełem przypadku. Każde pojawienie się na scenie Grażyny Brodzińskiej wywoływało coraz to większą burzę oklasków, a solistka nie tylko często zmieniała kreacje, ale też wspaniale śpiewała, choćby angielskiego walca „Pokochaj mnie”, rozsławionego przez Jana Kiepurę i Martę Eggerth, inny międzywojenny, filmowy szlagier „Miłość ci wszystko wybaczy” z repertuaru Hanki Ordonówny, ogniste „Tango Jalousie” i utrzymany w południowoamerykańskich evergreen „Siboney”. Krzysztof Zimny brylował z kolei w repertuarze operowo-opertkowym („Una furtiva lagrima” z opery „Napój miłosny” Gaetano Donizettiego, „Dziewczyno ty moja” Franza Lehára, „Lat dwadzieścia miał mój dziad” Karla Zellera), ale porywająco śpiewał też włoskie pieśni Cesare Andrei Bixio („Parlami d'amore, Mariu” czy – zapowiedziana przez dyr. Zarzyckiego jako walentynka dla najpiękniejszej miłości – „Mamma”.
Bisował z kolei słynną arią „Wielka sława to żart” z operetki „Baron cygański” Johanna Straussa syna, z chętnie podchwytywanym przez publiczność refrenem „Wielka sława to żart! Książę błazna jest wart!”. Zabrzmiały też trzy duety: neapolitańska pieśń „Funiculì funiculà” oraz, wykonane na bis, „Usta milczą, dusza śpiewa” z „Wesołej wdówki” Lehára oraz „Time To Say Goodbye”, w oryginale śpiewany przez duet Andrea Bocelli i Sarah Brightman. Trudno sobie wyobrazić koncert Grażyny Brodzińskiej bez tego utworu, podobnie jak bez „Czardasza Sylwii” z operetki „Księżniczka Czardasza” Imre Kálmána czy „Przetańczyć całą noc” z musicalu „My Fair Lady”, w którym solistka, podobnie jak trzy lata temu, tańczyła z dyrygentem.
– Są takie obowiązkowe utwory w moim repertuarze – potwierdza Grażyna Brodzińska. – Tym razem nie śpiewam „Arii ze śmiechem”, a o nią publiczność też zawsze pyta, ale zostawię ją na następny raz – liczę, że wtedy zaśpiewam już w nowej, wyremontowanej sali Filharmonii Kameralnej, bo rozumiem, że tutaj występujemy tylko gościnnie, na czas remontu.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Wiesław Wiśniewski