Paradoksalnie zakończony właśnie sezon Filharmonii Kameralnej był jeszcze bardziej intensywny niż te w latach ubiegłych, kiedy nikt, nawet w najczarniejszych myślach, nie przypuszczał, że pandemia koronawirusa dotknie cały świat. 48 koncertów robi wrażenie, a gdyby nie odwołanie wszelkich imprez kulturalnych byłoby ich jeszcze więcej. Tylko w ramach zakończonego sezonu łomżyńscy filharmonicy wystąpili 17 razy. Podczas jubileuszowego festiwalu Sacrum et Musica odbyło się 19 koncertów. Pięć przygotowano w ramach cyklu „Muzycznych wieczorów u Lutosławskich” w drozdowskim muzeum, a doszły do tego również spektakularne występy poza Łomżą, choćby na Zamku Królewskim w Warszawie podczas inauguracji niezwykle prestiżowego cyklu „Nie tylko klasycznie“. Przymusowa przerwa od połowy marca również nie oznaczała braku aktywności, bowiem już 25. kwietnia odbyła się premiera pierwszego koncertu online, których do pierwszych dni lipca przygotowano pięć, nie licząc retransmisji występów archiwalnych.
Jednak zarówno muzyków, jak i słuchaczy, najbardziej ucieszyła możliwość powrotu do koncertowania na żywo, dlatego mimo rosnącej liczby zachorowań ostatni w sezonie koncert Filharmonii Kameralnej odbył się z udziałem publiczności.
– Musiałem przyjść, bo nie wiadomo jak to się wszystko potoczy i kiedy będzie następna okazja, żeby posłuchać naszej orkiestry na żywo, nie w internecie! – mówi jeden z wiernych melomanów.
Sytuacja faktycznie nie wygląda optymistycznie, bo odmrożenie instytycji kultury może w Polsce okazać się tylko czasowe, a i w świecie nie jest za dobrze – już dziś wiadomo, że słynna nowojorska Metropolitan Opera będzie zamknięta do końca roku, inne teatry operowe czy filharmonie też mają ogromne problemy. Łomżyńska to nie ta skala organizacyjna i finansowa, ale poziom artystyczny Filharmonii Kameralnej oraz jej osiągnięcia w ostatnich 10 latach nader dobitnie potwierdzają, że w skali kraju ma ona coraz większe znaczenie. Dowodów na taki stan rzeczy nie zabrakło też podczas czwartkowego koncertu. Miał on formę występu wokalno-instrumentalnego, gdzie utwory w wykonaniu Tomasza Piluchowskiego przeplatały się z kompozycjami instrumentalnymi. Nie brakowało wśród nich prawdziwych perełek z różnych stron świata, by wymienić tylko otwierającego całość Poloneza Bartosza Chajdeckiego, Humoreskę op.101 nr 7 Antonína Dvořáka, Melodię Myroslawa Skoryka, Pieśń Solvejgi ze suity „Peer Gynt” Edwarda Griega czy Oberka Grażyny Bacewicz. Piękne brzmienie orkiestry smyczkowej, nierzadko wzbogacanej sekcją instrumentów dętych, a do tego solowe partie koncertmistrza Cezarego Gójskiego, pianistki Tatiany Baranowskiej, wiolonczelistki Igi Marty Ludkiewicz, oboisty Michaiła Waszkiewicza czy klarnecistki Joanny Bakun, zachwyciły i oczarowały słuchaczy, dlatego brawa po każdym z wykonanych utworów nie milkły naprawdę długo. A był przecież jeszcze solista, doskonale w Łomży znany z licznych wcześniejszych koncertów z orkiestrą Filharmonii i bardzo tu lubiany tenor Tomasz Piluchowski. Zaśpiewał, bez wyjątku, utwory bardzo znane i rozpoznawane przez słuchaczy już po pierwszych taktach, od „Cielito lindo” i „Besame mucho”, przez „Funiculì, Funiculà”, „Somebody Loves Me” George'a Gershwina, „Dziw nad dziwy” z musicalu „Skrzypek na dachu” aż po „Quizás, quizás, quizás ”, również nie mogąc narzekać na przyjęcie.
– To bardzo ciekawy program – zauważa Tomasz Piluchowski. – Dyrektor Zarzycki zaproponował, żeby było to coś lżejszego, przystępniejszego dla publiczności, do tego z różnych stron świata.
Chętnie na to przystałem, bo to dla mnie również wielka radość i odskocznia, móc od czasu do czasu wejść w „lżejszy“ repertuar, bo on wcale nie jest lżejszy, jeśli chodzi o stronę wykonawczą, ale piękny i dający dużo radości, nie tylko słuchaczom, bo podróżowaliśmy przez różne kraje i kontynenty.
Na finał zabrzmiały słynne „Champs Élysées”, utwierdzając słuchaczy w przekonaniu, że warto było wybrać się na ten koncert, mimo komfortu odbioru zakłóconego koniecznością posiadania maseczek. Koniec sezonu nie oznacza jednak końca muzycznych wrażeń, bo już 9. lipca Filharmonia Kameralna zaprasza na kolejny koncert internetowy, podczas którego sopranistka Magdalena Stanciu, altowiolista Adrian Stanciu i pianistka Tatiana Baranowska wykonują kompozycje Gounoda, Masseneta i Offenbacha.
– Cieszę się bardzo, że mogliśmy wrócić do koncertów na żywo – podsumowuje Tomasz Piluchowski. – Koncerty online to taka zubożała forma prawdziwych występów. Dostawałem takie propozycje, nawet dyrektor Zarzycki proponował mi coś takiego, ale nie miałem do tego przekonania i odmawiałem, bo potrzebuję interakcji z publicznością na żywo, energii, którą ona wysyła, a ja zwracam, albo odwrotnie. Koncert to emocje, coś niepowtarzalnego i wyjątkowego, a nagrywanie w domu, montowanie tego i wrzucanie do internetu nie może się z nim równać.
Dlatego nie wyobrażam sobie życia muzycznego w najbliższych miesiącach czy latach bez koncertów, nawet przy mniejszej publiczności, chociaż jest prawdopodobne, że ta rzeczywistość hybrydowa, łączenie koncertów na żywo i online, stanie się koniecznością.
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Wiesław Wiśniewski