W połowie marca okazało się, że ambitne plany związane z jedynym w swoim rodzaju celebrowaniem Roku Beethovena to już przeszłość. I chociaż latem czy wczesną jesienią odbywały się koncerty z udziałem publiczności, to jednak wiele instytucji zrezygnowało, bądź znacząco ograniczyło, obchody 250. rocznicy urodzin wiedeńskiego klasyka i jednego z najwybitniejszych kompozytorów w historii muzyki, a kolejne obostrzenia tylko ów przykry stan rzeczy pogłębiły.
Taka sytuacja nie miała jednak miejsca w Łomży: pierwszy z cyklu zaplanowanych koncertów z muzyką wielkiego Ludwiga, mający odbyć się z udziałem skrzypków Marty Gębskiej i Romana Lasockiego 19. marca, został rzecz jasna odwołany, ale już w czerwcu Filharmonia Kameralna zaprezentowała w serii swych koncertów online program „Grubiański geniusz”, złożony wyłącznie z kompozycji Beethovena i gościnnym udziałem Marty Gębskiej. Podobny charakter miał czwartkowy koncert w ramach obecnego sezonu artystycznego, tyle, że był to transmitowany online z auli Państwowej Wyższej Szkoły Informatyki i Przedsiębiorczości regularny występ pełnego składu orkiestry smyczkowej, nie wielookienkowe wideo. Pojemna scena umożliwiła tu wykorzystanie fortepianu należącego do Filharmonii, instrumentu Bechstein B228, co ostatnio nie było możliwe z racji remontu jej siedziby, a koncert cieszył się sporym zainteresowaniem melomanów-internautów – nie tylko z kraju, ale też z Włoch, Hiszpanii czy Mołdawii.
Nie ma w tym w sumie nic dziwnego, bowiem artyści zaprezentowali się nad wyraz kompetentnie, przedstawiając oba koncerty, grane zwykle w znacznie większej, symfonicznej obsadzie, w kameralnych, znacznie subtelniejszych opracowaniach wyłącznie na smyczki, autorstwa Andrzeja Borzyma juniora oraz Vincenza Lachnera. W nowych realiach bardzo dobrze odnalazł się, pewnie prowadzący orkiestrę, hiszpański dyrygent Juan José Navarro; dyrektor Sinfónica San Indalecio de Almería oraz wykładowca i dyrygent Real Conservatorio Profesional de Música of Almeria, wraz z José Miguelem Rodillą, dyrygującym w Łomży w roku ubiegłym, założyciel Academia de Dirección de Orquesta y Banda „Diesis“.
– To mój pierwszy koncert w Łomży, pierwszy w Polsce i w ogóle pierwsza wizyta w Polsce – mówi Juan José Navarro. – Nigdy tu wcześniej nie byłem i cieszę się bardzo, że nastąpiło to przy okazji koncertu, chociaż w czasach tak trudnych, zwłaszcza dla muzyki. To dla mnie nowe doświadczenie: nowi ludzie, nowa orkiestra, ale też możliwość pracy z mniejszym zespołem, bo zwykle prowadzę większe orkiestry. Myślę, że to świetni muzycy, szczególnie na podstawie tego, jak zagrali koncert fortepianowy, wykonywany zwykle w znacznie większej, symfonicznej obsadzie!
Wykonany jako pierwszy Koncert skrzypcowy D-dur op. 61 był równie urokliwy, a młoda solistka zachwyciła nie tylko nienagannym warsztatem, ale też wysmakowaną interpretacją, eksponując przede wszystkim bogatą melodykę kompozycji Beethovena w ramach perfekcyjnie brzmiącej orkiestry. – Można tu bardzo dużo dodać od siebie – mówi Karolina Nowotczyńska. – Jest to najważniejsze w tym koncercie, bo jak się często mówi, koncert jest to zbiór gam i pasaży, więc jak się tylko wygra te gamy i pasaże, to nie ma to większego sensu. Właśnie interpretacja odgrywa tu kluczową rolę, a dla mnie ten koncert jest jak długa, osobista modlitwa i trzeba to ładnie udźwignąć i poprowadzić od początku do końca.
Solistce udało się osiągnąć taki efekt, mimo tego, że koncerty bez udziału publiczności są dla artystów ogromnym wyzwaniem i nie są dla nich tak satysfakcjonujące.
– Bardzo ciężko gra się w takiej sytuacji – nie kryje Karolina Nowotczyńska. – Nie dostajemy tej energii, którą zwykle otrzymujemy od publiczności, musimy się więc znacznie bardziej skupić niż podczas normalnego koncertu, kiedy coś takiego z udziałem publiczności przychodzi niejako automatycznie – tu musimy to z siebie wykrzesać sami, tę energię zwrotną, której nie otrzymujemy.
Antonio di Cristofano, doświadczony pianista koncertujący na całym świecie, wcześniej wykonujący w Łomży takie utwory jak: Koncert fortepianowy D-dur Hob. XVIII:11 najstarszego z trzech klasyków wiedeńskich, Józefa Haydna czy Koncert fortepianowy nr 14 Es-dur KV 449 wielkiego Wolfganga Amadeusza Mozarta, był w podobnej sytuacji. Wyszedł jednak z opresji obronną ręką, przedstawiając bardzo subtelną wizję utworu, bez nadmiernego eksponowania czynnika wirtuozowskiego, a brak grzmiącej orkiestry pozwolił niejako odkryć słuchaczom tę kompozycję na nowo.
– Ten koncert jest jednym z najczęściej wykonywanych dzieł fortepianowych na świecie – zauważa Antonio di Cristofano. – Beethoven napisał pięć koncertów fortepianowych, ten jest ostatni i rzecz jasna bardziej dopracowany niż ten pierwszy, który napisał jako młody człowiek. Koncerty IV i V to już prawdziwy Beethoven, mistrzowskie arcydzieła, niezależnie od tego, czy wykonuje się je z wielką orkiestrą czy w tak kameralnym składzie jak dzisiaj. Różnica jest taka, że z symfoniczną oprawą potrafi być czasem bardzo głośno: forte, fortissimo, ale tutaj, bez trąbek czy kotłów, było bardziej subtelnie, z uwypukleniem wszelkich niuansów, co podkreślała aranżacja.
Warto zauważyć, że oba wykonane tego wieczoru utwory powstały w drugim okresie twórczości Beethovena, kiedy kompozytor praktycznie odszedł już od muzyki kameralnej, oddając się symfonicznym, rozbudowanym formom – tym bardziej warto docenić ich tak odmienne, kameralne i zarazem piękne wersje, zaprezentowane przez solistów i łomżyńskich filharmoników.
– Jestem w Łomży już czwarty raz od 2016 roku – podsumowuje Antonio di Cristofano. – To cudowane miejsce, tym bardziej, że kiedy byłem tu pierwszy raz orkiestra grała dobrze, na solidnym poziomie, ale z każdą moją kolejną wizytą wydaje mi się, że jest coraz lepsza. Było to szczególnie dostrzegalne dzisiaj, bo ten koncert napisany jest na orkiestrę w pełnym składzie, nie kameralną, złożoną z samych smyczków. Tutaj 16. ludzi wykonało pracę 50-60 muzyków, mając do dyspozycji tylko instrumenty smyczkowe i zabrzmiało to w tym opracowaniu Vincenza Lachnera bardzo pięknie – grać ten koncert z łomżyńską orkiestrą to była dla mnie ogromna przyjemność!
Wojciech Chamryk
Zdjęcia: Wiesław Wiśniewski